by nie odwracać uwagi od sedna problemu i nie dawać pożywki trollom,
które potencjalnie kłóciłyby się o -łosie i -łomy zamiast skupić się na
[mizoginii Wojciecha Krysztofiaka](http://codziennikfeministyczny.pl/wykladowca-uniwersytetu-szczecinskiego-karmiacej-piersia-poslance-nie-byla-odpowiednio-pieszczona-zadamy-reakcji-od-wladz-uczelni/).
Tyle że purystki językowe będą zawsze; i będą głośne.
Nadmiernie przejmując się ich zdaniem, daleko nie zajdziemy.
Jeśli będziemy ciągnąć niekończące się dyskusje „czy wolno?”
zamiast po prostu używać takiego języka, jakiego chcemy,
i który jako jego użytkownicza mamy święte prawo próbować kształtować,
to nie dojdziemy nigdzie dalej niż tylko do etapu wiecznego zastanawiania się, czy wolno.
Wolno.
Czego _nie_ wolno, to osobom binarnym próbować narzucać niebiniętom,
jak mają prawo się wyrażać w swoim rodzimym języku.
Wiemy, że te głupie dyskusje nie ustaną – bo preskryptywiści nie przestaną się oburzać i narzucać;
a nas będzie wtedy kusiło, by bronić swoich racji.
Ale jedno same sobie musimy powiedzieć głośno i wyraźnie:
**Wolno nam.** I jeśli chcemy (i bezpiecznie możemy w danej sytuacji) to używajmy form neutralnych
– nie oglądając się na purystyczne jęki.
Zamiast pierdyliarda dyskusji czy wolno używać – zróbmy pierdyliard użyć.