3.1 KiB
Zamiast pierdyliarda dyskusji czy wolno używać – zróbmy pierdyliard użyć
07.08.2021 | @andrea
Gdy wpiszecie w wyszukiwarkę słowo „psycholog”, zobaczycie – zgodnie z oczekiwaniami – jego definicję, reklamy poradni psychologicznych, wypowiedzi psychologów… A co jeśli wpiszecie „psycholożka”? Też definicja, reklamy poradni, wypowiedzi psycholożek?
Nie. Przede wszystkim zobaczycie masę dyskusji pt. „czy wolno mówić «psycholożka»?” 🤦
To ja szybko odpowiem: wolno.
Pytanie „czy wolno jest użyć słowa, którego nie ma w słowniku?” jest jak pytanie „czy wolno ugotować danie, którego nie ma w książce kucharskiej?”.
Język nie jest magicznym bytem puszczającym focha za każdy zły przecinek w Twoim tweecie. Jest po prostu narzędziem, którego używamy do komunikacji. A słowo „psycholożka” świetnie komunikuje koncept, jaki ma komunikować, jest bez problemów rozumiane przez osoby używające polszczyzny, a dla osób walczących o swoją reprezentację w języku jest niesłychanie potrzebne.
I to samo dotyczy neutratywów, rodzaju neutralnego, postpłciowego, i podobnych form. Jeśli powiem „zrobiłom” czy napiszę „widziałxm”, to od osoby rozmówczej będzie wymagało sporo złej woli udanie, że nie zrozumiała, co chcę przekazać. Formy neutralne są dla nas ważne, potrzebne, i świetnie komunikują to, co chcemy zakomunikować.
Miałośmy ostatnio na kolektywowym czacie dyskusję, czy w wypowiedzi prasowej zupełnie niezwiązanej z neutratywami lepiej zwyczajnie użyć wobec siebie form neutralnych, jak to robimy w codziennym życiu, czy lepiej się zezłopłcić (zmisgenderować), by nie odwracać uwagi od sedna problemu i nie dawać pożywki trollom, które potencjalnie kłóciłyby się o -łosie i -łomy zamiast skupić się na mizoginii Wojciecha Krysztofiaka.
Tyle że purystki językowe będą zawsze; i będą głośne. Nadmiernie przejmując się ich zdaniem, daleko nie zajdziemy. Jeśli będziemy ciągnąć niekończące się dyskusje „czy wolno?” zamiast po prostu używać takiego języka, jakiego chcemy, i który jako jego użytkownicza mamy święte prawo próbować kształtować, to nie dojdziemy nigdzie dalej niż tylko do etapu wiecznego zastanawiania się, czy wolno.
Wolno.
Czego nie wolno, to osobom binarnym próbować narzucać niebiniętom, jak mają prawo się wyrażać w swoim rodzimym języku.
Wiemy, że te głupie dyskusje nie ustaną – bo preskryptywiści nie przestaną się oburzać i narzucać; a nas będzie wtedy kusiło, by bronić swoich racji. Ale jedno same sobie musimy powiedzieć głośno i wyraźnie:
Wolno nam. I jeśli chcemy (i bezpiecznie możemy w danej sytuacji) to używajmy form neutralnych – nie oglądając się na purystyczne jęki.
Zamiast pierdyliarda dyskusji czy wolno używać – zróbmy pierdyliard użyć.